Od zdobycia 16 szczytów w polskich Sudetach minął mniej
więcej miesiąc. Po dwóch półmaratonach i kilku dniach regeneracji postanowiłem
zabrać się za resztę szczytów potrzebnych do zdobycia Korony Gór Polskich. Tym
razem wybór padł na Góry Świętokrzyskie i większość beskidzkich pasm. Na sam
koniec zostawiłem sobie Bieszczady (już zdobyte) i Tatry, co niestety nie
rokuje dobrze, gdyż kilka dni temu spadł tam śnieg i nie wiem, czy będzie mi
dane zdobyć Rysy jeszcze w tym roku.
Z uwagi na słabą komunikacje postanowiłem tym razem wyruszyć
samochodem, co trochę ułatwiło mi poruszanie się po różnych zadupiach, co jak
się potem okazało było niesamowicie potrzebne, ponieważ upały były tak ogromne,
że za bieganie można było zabierać się tylko od wschodu słońca do mniej więcej
godziny 10 i po 20. Dodatkowo wyjazd zaplanowałem z osobą towarzysząca, a więc
musiałem jej zapewnić jakieś atrakcje i poświęcić trochę czasu.