niedziela, 13 września 2015

Projekt Survival - Lasy Janowskie 28-30.08.2015


Ludzi dzieli się na dwie grupy: żywych i martwych. Szkolenia tego typu nie gwarantują przynależności do tej pierwszej, ale na pewno pomagają zwiększyć swoje szanse na przetrwanie. Tym oto optymistycznym akcentem rozpoczęliśmy podstawowe szkolenie survivalowe, które odbyło się na pograniczu Podkarpacia i Lubelszczyzny, w pięknych lasach Janowskich. 


Wyruszamy późnym popołudniem ze Stalowej Woli. Oczywiście na piechotę, z całym ekwipunkiem na plecach. Szkolenie ma sens jak symuluje realne warunki terenowe, również odzwierciedla zmęczenie oraz weryfikuje ciężar i technikę pakowania plecaka, dobór ekwipunku oraz rodzaj i wygodę odzieży i obuwia. Zaraz po przekroczeniu granic miasta uczymy się technik korzystania z kompasu, wyznaczania azymutu oraz określania kierunku marszu. Wiadomości przyswajamy stopniowo, wykorzystując do tego postoje w trakcie długiej wędrówki. Przed samym wkroczeniem na rozległe obszary leśne uczymy się podstaw nawigacji, wyznaczania współrzędnych i pracy z mapą i kompasem. Umiejętności te pozwolą nam przystąpić do dalszych zadań podczas tego weekendu. Każdy z uczestników otrzymuje zestaw map terenu na którym będziemy operować, oraz niezbędną wiedzę do ich używania. Istotną rzeczą jest to, że plan wycieczki znają tylko dwie osoby. Dla reszty każde kolejne zadanie oraz kierunek marszu jest niespodzianką, co również ma symulować zmienną w sytuacjach zagrożenia. 




Lasy Janowskie to wielki obszar leśny położony w północnej części Kotliny Sandomierskiej, na pograniczu województw: lubelskiego i podkarpackiego. Stanowi zachodnią część kompleksu leśnego Puszczy Solskiej. Nieprzypadkowo wybraliśmy ten teren na szkolenie. Rozmiar terenów leśnych, piękno krajobrazu, naturalne bagna, leśne stawy i bogactwo zwierzyny były dodatkiem którego nie sposób przecenić, pomagało to również w pokonywaniu długich tras oraz podczas odpoczynku.
Pierwszą noc spędzaliśmy w okolicy starej leśniczówki w Goliszowcu. Nocne szkolenie z nawigacji przerwało nam jednak niespodziewane oberwanie chmury. W tym czasie kursanci mieli wykorzystać świeżo zdobytą wiedzę do odnalezienia w lesie pomnika poświęconego upamiętnieniu oddziału Narodowej Organizacji Wojskowej pod dowództwem Ojca Jana. Niestety pogoda zmusiła nas do odwiedzenia wiaty, pod którą przeczekaliśmy ulewę. Paradoksalnie była to też okazja do przetrenowania pakowania plecaka pod presją czasu, w świetle latarek, oraz lekcja szybkiego zabezpieczania odzieży i ekwipunku przed deszczem. Więc i załamanie pogody pomogło w urozmaiceniu szkolenia. 




Wspomniany pomnik odwiedzamy już nad ranem, jak tylko przestaje padać. Podobnie jak jedną z okolicznych wsi, której mieszkańców wymordowali Niemcy podczas II wojny światowej Takich wiosek jest w okolicy kilka, w tym też te które po wojnie nie zostały ponownie zasiedlone. Na tych terenach działało wiele grup partyzanckich z którymi okupant nie mógł sobie poradzić. Niedaleko, na Porytowych Wzgórzach miała miejsce największa bitwa partyzancka w naszym kraju podczas II Wojny, mająca na celu likwidację okolicznych oddziałów podziemia. 




Po przejściu groblami rozległych stawów, znajdujemy dogodne miejsce i zakładamy obóz. Uczymy się budować podstawowe schronienie przed deszczem, ucząc się dobierać do tego odpowiednią lokalizację i poznając podstawowe zasady bezpieczeństwa i wygody szałasu. Niewielki deszczyk i wilgoć po nocnej ulewie pomagają nam w określeniu jakości wykonanego zadaszenia. Ze względu na sprzyjające warunki pogodowe nie budowaliśmy pełnych szałasów. Nie było wyraźnego powodu do niszczenia zieleni oraz poszycia leśnego, więc jako model szkoleniowy posłużył tylko jeden szałas zbudowany z suchego drewna. Oczywiście z pełnym komentarzem dotyczącym zwyczajowego i bezpiecznego budulca, ale bez niszczenia przyrody. 




Niektórzy od razu wykorzystali schronienia do zmiany mokrych ubrań i próby odespania nocnej przeprawy. Popołudniowe słoneczko przyszło nam z pomocą w poprawach nastroju i możliwości wysuszenia części rzeczy. 




Warsztaty z rozpalania ognia nie były takim spacerkiem po parku jak niektórzy myśleli. Pokazaliśmy wiele sposobów na wykorzystanie popularnych materiałów, ale również omówiliśmy metody niestandardowe i nowoczesne. Były zapałki, lupka, krzesiwo magnesowe oraz zapałki sztormowe. Rozpalaliśmy za pomocą papieru, małych patyczków, uschłej trawy, kory brzozy czy w końcu- tamponów. Każdy mógł przećwiczyć wszystkie metody i ich skuteczność na każdej podpałce. Różne wnioski, wiele doświadczeń ale przede wszystkim- zdobyta wiedza na przyszłość.
Pora także pomyśleć o obiadku, najlepiej na ciepło żeby sił starczyło na dalsze atrakcje. Więc kursanci dzielą się na dwa zespoły i każdy z nich dostaje współrzędne położenia ich "zrzutu" paczek z żywnością. Mapy i kompasy poszły w ruch, a czas potrzebny na znalezienie i transport paczek pozwala instruktorom na przygotowanie szkoleń z zakresu rozpalania ognia i typów ognisk, jak i budowę filtra węglowego do uzdatniania wody. 




Oba zespoły zlokalizowały zrzuty, po powrocie do obozu rozdzielili między siebie żywność i wodę. Między innymi w paczkach były ziemniaki(pyry, kartofle, grule itp. - byli ludzie z różnych zakątków kraju), cebula, kostki rosołowe, przyprawy, kiełbasa, konserwy, chleb. Poznaliśmy parę przepisów na zrobienie z tych produktów przeróżnych dań, wyobraźni nie brakowało. Do gotowania przygotowaliśmy dwa ogniska typu Dakota, następnie w użyciu były przeróżne patenty na wykorzystanie menażek i misek, tak aby najwygodniej i najszybciej przygotować obiad. Oprócz zasady działania i sposobu użycia wspomnianej Dakoty, przygotowaliśmy również makietę ogniska syberyjskiego typu Nodia. Była to pomniejszona wersja, gdyż chcieliśmy pokazać zasadę działania i sposób rozpalania tego typu stosu. Podobnie jak w przypadku szałasu, nie było konieczności niszczyć drzewa tylko dla demonstracji. Warunki pogodowe były na tyle dobre że nie trzeba było ścinać takiej ilości drewna aby się ogrzać przez całą noc. 




Po obiedzie omówione zostały metody oczyszczania i pozyskiwania wody w terenie. Za pomocą zbudowanego filtra węglowego uczyliśmy kursantów jakie są podstawowe sposoby uzdatniania wody, oraz dlaczego należy to robić i jakich użyć środków. 

 
Ze względu na przepiękną pełnię księżyca jak i poprawę pogody mało kto chciał wcześnie kłaść się spać. Przepiękne widoki jak i blask księżyca oświetlający pobliskie stawy był nagrodą za ciężką i długą wędrówkę w te rejony. Widoki niedostępne dla niektórych "mieszczuchów" były też okazją do zrobienia sobie wyjątkowych zdjęć. Rozkopane i połączone Dakoty zapewniły nam ciepło i odpowiedni klimat do nocnych rozmów, dla niektórych do bladego świtu.
Niedzielna pobudka nie była dla wszystkich przyjemna, wielu nie przywykło do pobudki w dzień wolny o brzasku. Po śniadaniu i starannym rozmontowaniu obozowiska ruszamy w dalszą trasę. Oczywiście wszystkie śmieci które powstały podczas wyprawy lądują w dwóch dużych workach i zabieramy je ze sobą. 




Kolejną atrakcją wędrówki jest rezerwat Imielity Ług. Są to charakterystyczne dla Puszczy Solskiej obszary rozległych bagien i zarastających zbiorników, miejsce gdzie występuje wiele rzadkich gatunków ptaków, gadów, ryb, płazów i ssaków. Poruszamy się groblą, pomiędzy dwoma zarastającymi bagnem częściami stawu, przemierzając torfowiska i podmokły las. Odwiedzamy punkty widokowe, poznajemy rośliny charakterystyczne dla tego środowiska. Wielodniowa susza pomogła nam pokonać drogę z rezerwatu w kierunku asfaltu.
Przemieszczamy się w kierunku ostatnich już atrakcji tego wyjazdu. Korzystając ze wsparcia kołowego docieramy nad zalew w Jarocinie, gdzie przygotowaliśmy przeprawę przez przeszkodę wodną. Na miejscu zespół buduje tratwę przy pomocy drewna, dwóch dwustulitrowych beczek po oleju oraz liny. Jak się okazuje sama przeprawa nie jest rzeczą łatwą, więc tylko jeden przedstawiciel zespołu dostaje się na drugi brzeg i wraca. 




Ostatnim punktem programu są zajęcia z podstaw obsługi broni. Na wiernych replikach karabinów w układzie AK i M4 uczymy się postaw strzeleckich, zmiany magazynków, przeładowania i przygotowania broni do strzału. Zajęcia kończy nauka celnego strzelania w wielu wariantach oraz postawach. Rozdanie dyplomów, dania z grilla, kąpiel w zalewie oraz ogólny relaks na zakończenie 48 godzinnego szkolenia w terenie. 




Podsumowując kurs możemy stwierdzić że przedsięwzięcie się udało i włożony trud- zarówno kursantów jak i instruktorów- nie poszedł na marne. Przyswoiliśmy wiele informacji, zdobyliśmy nowe doświadczenia i przeżyliśmy wspólną przygodę. Dziesięciu uczestników i kilka osób z obstawy, przez ponad dwa dni zmagało się z wyzwaniem które przed sobą postawiły. Wiele zagadnień jeszcze w naszych szkoleniach musimy dopracować, ale nie można powiedzieć że nie stanęliśmy na wysokości zadania. "Projekt Survival" nie był jednorazowym wydarzeniem, to początek serii wydarzeń. Różne części kraju, warunki pogodowe czy wyzwania- damy radę! 





Galeria: 






























































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz