niedziela, 18 października 2015

Na Orlej Perci


W naszym pięknym kraju możemy cieszyć się zarówno żółtym piaskiem na wybrzeżach morza, jak i widokiem skalistych gór pnących się wysoko w niebo/ Jakoś tak zawsze ciągnęło mnie bardziej w kierunku tej drugiej opcji. Najwyższym fragmentem gór w Polsce są Tatry Wysokie i to właśnie tam się wybrałem, by w końcu przejść najsławniejszy i jednocześnie najtrudniejszy szlak, jaki się w nich znajduje, czyli Orlą Perć, biegnącą po szczytach gór pomiędzy przełęczami Zawrat i Krzyżne. Orla nie bez przyczyny cieszy się dość mroczną sławą - od kiedy wytyczono ten szlak zginęło na nim już około 120 osób, widać więc dość wyraźnie, że nie jest to spacer dla każdego. Spora ilość łańcuchów, stromych podejść i sporych wysokości niektórych zniechęca, mnie natomiast przyciągała z siłą magnesu. Przejście tego szlaku rozłożyłem sobie na dwie wizyty w TPN.





Wyjście na Orlą zacząłem sobie od przełęczy Zawrat i ruszyłem w stronę Koziego Wierchu. Nadmienię tutaj, że ten fragment trasy jest jednokierunkowy i nie miałem wielkiego wyboru chcąc go przejść. Pogoda bardzo mi dopisywała, więc jedynym zmartwieniem tego dnia była odpowiednia ilość wody w plecaku. Jako że miałem w planach na dzisiaj tylko połowę Perci to z Zawratu najpierw wybrałem się na Świnicę, górę od Zawratu niezbyt oddaloną, a zdecydowanie wartą odwiedzenia ze względu na widoki i całkiem przyjemne łańcuchy po drodze. Po niecałych dwóch godzinach byłem znowu na przełęczy. Miałem sporo czasu i nigdzie mi się nie śpieszyło, więc spacer po Orlej zacząłem sobie rekreacyjnie, dość szybko okazało się, że łańcuchów jest po drodze sporo, ale wystarczy mieć trochę siły w rękach i absolutny brak lęku wysokości, żeby sobie z nimi poradzić. Szczególnie to drugie jest ważne, bowiem na trasie dość często występuje nadmiar powietrza pod stopami mogący zdrowo przerazić osobę na to wrażliwą. Ja na szczęście wrażliwy nie jestem, więc świetnie się bawiłem na mocno stromych  i wyeksponowanych przejściach mając kilkaset metrów do podnóża szczytów. Z racji pory roku w górach było jeszcze trochę śniegu, na szlaku pojawił się tyko w dwóch mocno zacienionych miejscach, ale nie miało to większego wpływu na bezpieczeństwo wycieczki. 
Dzięki małemu zagęszczeniu turystów udało mi się podpatrzyć kilka zwierząt charakterystycznych dla Tatr. Jeszcze po drodze na Świnicę zauważyłem susła biegnącego szlakiem, a już na Orlej zauważyłem kilka kozic wylegujących się na śniegu kilkaset metrów poniżej mnie. Rozmawiając wieczorem w schronisku z innymi turystami usłyszałem, że niektórzy z nich nie widzieli żadnego z tych zwierząt po kilka lat. Niestety nie tylko zwierzęta widywałem na szlaku, uzbierałem jeszcze po drodze pół reklamówki śmieci, które wylądowały potem w śmietnikach przy schronisku.




Tego dnia zszedłem z Orlej Perci czarnym szlakiem zbiegającym z Koziego Wierchu i dotarłem do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów po 16-tej, miałem więc jeszcze sporo czasu na odpoczynek i cieszenie oczu widokiem doliny. Pozostały fragment trasy przeszedłem dopiero trzy miesiące później, kiedy udało mi się zdobyć kolejne kilka dni urlopu. Wspiąłem się na grań tym samym szlakiem, którym ostatnio zszedłem i ruszyłem w stronę Krzyżnego. Okazało się, że drugi etap trasy jest znacznie mniej wymagający niż poprzedni, oczywiście było kilka przyjemnych momentów, w których nie obeszłoby się bez łańcuchów, jednak było ich znacznie mniej i nie prezentowały one porównywalnego stopnia trudności do tych w pobliżu Zawratu, co oczywiście nie oznacza, że było wybitnie łatwo. Szlak wymaga dobrej kondycji i odrobiny samozaparcia.
Myślę że przy kolejnym pobycie w TPN porwę się na przejście całej Orlej Perci na raz i zapewne relacja z tej wyprawy również zagości na tym blogu.



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz