czwartek, 29 września 2016

Biwak Integracyjny- Czeszów- 20-21.8.2016


Organizowaliśmy już różne wypady, nocowaliśmy wtedy w lasach, jaskiniach czy innych takich, tym razem postanowiliśmy zrobić coś ekstremalnie innego i załatwić nocleg pod dachem w prawdziwych pokojach z prawdziwymi łóżkami. Egzotycznie jak na nasze zwyczaje, ale czasem trzeba zaszaleć więc zaszaleliśmy. 

Termin zbiórki został wyznaczony we Wrocławiu na godzinę 6.00, po tradycyjnych i nieuniknionych powitaniach zapakowaliśmy się w auta i nasz kondukt ruszył w kierunku Czeszowa, gdzie znajduje się hotel Niezły Młyn.
Pierwszym etapem po rozlokowaniu się w zbiorowych pokojach był kurs pierwszej pomocy. Niektórzy już wiedzieli na ten temat to i owo inni tak jak ja pierwszy raz mieli okazję dowiedzieć się w jaki sposób można komuś uratować życie. Kurs został profesjonalnie przeprowadzony przez posiadającego doświadczenie zawodowe ratownika medycznego,  reprezentującego nową markę na naszym podwórku- Wilczy Trop. Dowiedzieliśmy się z niego między innymi jak prawidłowo dokonać resuscytacji i sztucznego oddychania, jak ułożyć bezwładne ciało w pozycji bocznej ustalonej czy jak się zabrać do ratowania tonącej osoby. Do dyspozycji na kursie mieliśmy fantomy na których mogliśmy przećwiczyć część zdobytej wiedzy. Był także defibrylator, służący do pobudzenia akcji serca za pomocą elektrowstrząsów. Po kursie każdy z kilkunastu uczestników musiał zademonstrować czego się nauczył, nagrodą za to była miniapteczka z logiem naszej grupy z jednej i logiem Wilczego Tropu. Kurs trwał kilka godzin, wiec było kiedy zgłodnieć.



Po posiłku wymaszerowaliśmy w plener, żeby zając się nieco mniej intelektualnymi rozrywkami. Po kilkunastominutowym marszu dotarliśmy do polanki która miała stać się areną naszych dalszych zajęć. Zaczęliśmy od łucznictwa, na prędce zmontowaliśmy stojak na strzałochwyt i naciągnęliśmy łuki. Do dyspozycji były dwa modele, pierwszy był przykładem klasycznego łuku refleksyjnego wykonanego na modłę łuków krymsko-tatarskich, drugi był nowoczesnym (znaczy bardziej skomplikowanym niż kawałek patyka i cięciwa) łukiem bloczkowym. Jedna z obecnych na wypadzie pan wyjaśniła wszystkim zasady posługiwania się taką bronię, sposób w jaki należy naciągać cięciwę i kilka innych kwestii o których osoba nigdy nie trzymająca łuku w ręku nawet by nie pomyślała. Po części teoretycznej przyszła pora na część praktyczną, czyli strzelanie. Jego efekty były bardzo różne, ale generalnie bezpieczniej byłoby stanąć na środku tarczy niż gdzieś obok niej ;) Na koniec strzelania przeprowadzony został szybki konkurs strzelecki, a jego zwycięzca otrzymał skromny upominek.



Po łuku przyszła kolej na broń dość niezwykłą w dzisiejszych czasach, ale chyba od zawsze pobudzającą wyobraźnię mężczyzn. Chodzi oczywiście o miecz, na wypad dotarły dwie repliki wczesnośredniowiecznej broni tego typu, oraz dwie tarcze. Wstęp teoretyczny i instruktaż były moim zadaniem, z którego się w jakiś tam, mniej lub bardziej nieudolny sposób wywiązałem. Tak czy inaczej każdy mógł usłyszeć o budowie tej broni, oraz teorii i praktyce użytkowania w kontekście czasów, w których była używana. Potem znowu przyszła pora na część praktyczną, każda osoba z paniami włącznie mogła wziąć broń do ręki wykonać kilka cięć, przekonać się o wadze tarczy a następnie spróbować walki z doświadczonym wojownikiem (o sobie tak nieskromnie piszę). Każdy mógł sobie porównać teraz własne doświadczenia z bzdurami sączącymi się z amerykańskich filmów, mam nadzieję, że było warto.



Po mieczu przyszła kolej na bardziej nowoczesne generacje broni czyli repliki broni palnej, zarówno krótkiej jak i długiej. Było przynajmniej cztery sztuki broni więc niektórzy zajęli się pistoletami, inni nadal próbowali swoich sił w łuku. Po kilku, dość intensywnie spędzonych godzinach wróciliśmy w końcu na krótki odpoczynek i zajęliśmy się przygotowaniami do wieczornego ogniska. Znaczy trzy osoby zajmowały się ogniem, a reszta grała w siatkę na boisku obok. Pewnie szłoby nam z grą dużo lepiej gdyby nie zmrok, ale i tak było fajnie. potem przyszła kolej na kolację z grilla i długie rozmowy przy ognisku. 



Drugi dzień wypadu miał być przeznaczony na spływ kajakowy, niestety natura okazała się lekko złośliwa i pokrzyżowała nam te plany rzęsistym deszczem. No ale jeśli nie można zrobić jednego, to trzeba wymyślić jakąś alternatywę, a my jesteśmy kreatywni. No ale kombinowanie odłożyliśmy na potem, najpierw trzeba się było posilić śniadaniem a potem przygotować do porannych ćwiczeń. Zebraliśmy się w zadaszonej altance gdzie instruktor z Wrocławia przeprowadził nam kurs samoobrony przed nożem i przedstawił kilka technik użycia kubotana. O ile z nożem miewałem już do czynienia w tych czy innych okolicznościach o tyle kubotan był dla mnie novum. Po szkoleniu poważnie zacząłem rozważać zakup takiej zabawki. jako, że z kajaków nic nie wyszło, a wszyscy nastawiali się na przygodę z wodą, zdecydowaliśmy się na skorzystanie z hotelowego basenu i sauny. Zamiast wysiłku i kontaktu z naturą była integracja i kontakt z parą wodną. Chyba wszyscy z takiego stanu rzeczy byli zadowoleni, zwłaszcza, że z sauny mogły też skorzystać mamy przybyłe na wypad z dziećmi, a na kajaki raczej by się maluchów zabrać nie udało. Do był ostatni etap wyjazdu po którym rozjechaliśmy się już do rozsianych po całej Polsce domów.



Dzięki organizatorom spędziliśmy koniec tygodnia w bardzo aktywny i interesujący sposób, ucząc się nowych rzeczy, zawierając nowe przyjaźnie i utrwalając stare. ja osobiście zaliczam ten wypad do bardzo udanych i myślę, że reszta uczestników się ze mną zgodzi. mam nadzieję, że kolejnym razem spotkamy się w jeszcze szerszym gronie.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz