Najwyższe z polskich gór już od dawna mnie wołały do siebie. Są piękne, a zarazem budzą respekt. „Z szacunkiem do gór” słyszałem wielokrotnie. Pogoda zmienia się tam w ciągu paru minut. To idealne warunki na sprawdzenie siebie pod względem fizycznym, jak i okazja na próbę charakteru. Poza tym – widoki. Jak się okazało w trakcie eskapady – czym wyżej, tym piękniej.
W taki teren nie idzie się z ludźmi nieznajomymi.
Konieczne jest zaufanie, asekuracja, wsparcie. W górach może zdarzyć się tysiąc
nieprzewidzianych sytuacji. W tym roku udało się zorganizować w małej grupie
trzech osób (chłopaków znam jeszcze z liceum) na zdobycie paru szczytów.
Okazją na wypad był lekko przedłużony weekend w
okolicach piętnastego sierpnia + 2 dni wolnego. Jako bazę wypadową wybraliśmy
małą mieścinę (dzielnicę) pod Zakopanem - Cyrhlę. Nie pojechaliśmy tam, żeby
zwiedzać Krupówki. Czym dalej od zgiełku, tym lepiej. Bliskość szlaków była
dodatkowym atutem tej lokalizacji.
12 sierpnia – dzień 1
Lądujemy wcześnie rano w Zakopanem. Stamtąd dostajemy
się do Cyrhli busem. Pomimo całonocnej podróży pociągiem, bierzemy prysznic i
ruszamy w trasę rozruchową. Kiry -> Dolina Kościeliska -> Jaskinie Mroźna
i Mylna -> Hala Ornak -> Ornak (szczyt)
Do hali jest to malownicza trasa typowo spacerowa.
Spotkać można całe rodziny z wózkami i starsze osoby. Wyjątkiem jest jaskinia
Mylna, gdzie konieczne jest użycie latarek czołowych i rękawic, a momentami
trzeba się czołgać. Ubawiłem się jak dziecko :) Podejście na sam szczyt Ornak
jest dość strome, ale widoki (jak w całych Tatrach) rekompensują wysiłek.
13 sierpnia
– dzień 2
Tego dnia początkowo w planach mieliśmy Rysy. Jednakże
komunikaty TOPR informowały o możliwych oblodzeniach powyżej 2000m.
Postanowiliśmy przesunąć ten cel o jeden dzień. Start o 8 rano. Plan ambitny –
Cyrhla -> Murowaniec -> Kasprowy -> Czerwone Wierchy ->
Kiry.
Dzięki wyspaniu zregenerowaliśmy siły, co pozwala nam
odcinkami truchtać. „Czy Wy, jak widzicie przeszkodę, to musicie pod nią
wbiec!?” – pyta jeden z kolegów. Co poradzę, taki charakter :) Jednakże
wyraźnie czuć różnicę między biegiem na nizinie, a tym po wysokich górach.
Całkowicie inna bajka i płuca szybko domagają się dodatkowego tlenu. Udaje się
nam 25-kilometrową trasę zrobić w 8h 45min.
14 sierpnia
– dzień 3
Rysy! Najwyższy z polskich szczytów. Nie ma czasu na
zakwasy. Palenica -> Morskie Oko -> Czarny Staw -> Rysy -> Zejście
na słowacką stronę.
Ruszamy pierwszym możliwym busem do Palenicy, a
stamtąd szybkim tempem w kierunku Morskiego Oka. Przez łatwość tej trasy jest
ona strasznie oblegana. Przetacza się nią multum turystów typu „Jastarnia”. Na
szczęście 8 kilometrów spaceru stanowi dla nich limit i swoją przygodę z górami
kończą przed Czarnym Stawem. A za Czarnym Stawem zaczyna się zabawa. Strome
podejście, a na późniejszym etapie łańcuchy to jest to, na co czekaliśmy. Niebywała
radość i napawanie się widokami gdy po 5 godzinach wchodzimy na szczyt. Parę
zdjęć, filmików, rozmów z innymi turystami i schodzimy na dół. Zejście
przeciąga się w nieskończoność, co odbija się na kolanach. A może trzeba było
zbiec…? ;)
15 sierpnia
– 4 dzień
Prognoza pogody i komunikaty TOPR zmusiły nas do
zweryfikowania planu na ten dzień. Zapowiadane były burze na czas, gdy byśmy
byli u góry. Dlatego postanowiliśmy odpuścić jeden ze szczytów – Świnicę. Plan
to – Cyrhla -> Murowaniec -> Zawrat -> Dolina Pięciu Stawów ->
Wodogrzmoty Mickiewicza -> Cyrhla.
Obolałe kostki, kolana, biodra… to nic. Takie
błahostki nie demotywują nas do wczesnego ruszenia w trasę (ku chwale Wojska
Polskiego ;) ). Zawrat jest niższym szczytem od Rys, ale trasa na niego jest
trudniejsza. Momentami wymagała przełamania się. Nie było innego wyjścia jak
zaufać łańcuchom. Pogoda i krajobraz robiły tego dnia istnie blackmetalowy
klimat. To przeraża… to zachwyca… :) Niestety zapowiadanej burzy nie było,
przez co odpuszczenie Świnicy wywołuje w nas mały niedosyt.
15 sierpnia – 5 dzień
Dzień Janusza :) Krupówki -> Gubałówka. Pod wieczór
powrót do domu. Następnym razem biorę kuszetkę. 15h w zatłoczonym pociągu na
siedząco, to żadna przyjemność.
Przemyślenia
Tatry są niebezpieczne. Łatwo o upadek, o kontuzję.
Należy podchodzić do gór z szacunkiem, pamiętać o tym jak zmienna potrafi tam
być pogoda.
Tatry uzależniają. Gdy zejdzie się na dół, chce być
się tam z powrotem. Chce się wejść wyżej, pokonać trudniejszą trasę. Będąc tam,
co noc budziłem się w nocy między 12, a 1. Myślałem o górach, analizowałem
miniony dzień, planowałem następny.
Tatry są piękne. Niepowtarzalne ekspozycje i otwarta
przestrzeń.
W Tatrach (powyżej pewnej wysokości) dzieje się coś
„dziwnego”. Obcy ludzie się do siebie uśmiechają, mówią sobie „dzień dobry”,
„cześć”, „powodzenia”. Prowadzą życzliwe rozmowy, służą radą i oferują pomoc.
Tego tak bardzo brakuje na co dzień w mieście.
Plany?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz