sobota, 6 czerwca 2015

Nadmorska góra - Donas

Góra Donas na mapie - czerwony okrąg
na prawo od kompasu
Boże Ciało to katolickie święto, które za cenę wolnego dnia, a przy dobrym połączeniu wręcz długiego "weekendu", zamyka usta medialnym antyklerykałom walczącym na co dzień z wyznaniowością państwa polskiego. Zastanawiając się nad tym nie słyszałem żadnych sprzeciwów wobec tego, że ulicami polskich miast i wiosek przemieszczają się procesje, wystawiane są uliczne ołtarze, z okien domów patrzą wizerunki świętych chrześcijan. Wolne od pracy - pospólstwo zadowolone i niewnoszące pretensji. Dla stojących z boku jedyną oznaką święta są zmiany w ruchu drogowym. Ja staję z boku, choć kościelna aura jeszcze mnie w tym dniu dopadła, ale o tym w krótkiej recenzji nacjonalistycznego pisma poniżej. Zawsze staram się mieć przy sobie cokolwiek do poczytania, bo też okazja przytrafia się właściwie zawsze.

Stając w obliczu tylko jednego dnia do wykorzystania zaplanowałem sobie wypad na najwyżej położony punkt terenowy w Trójmieście. Pomorskie wzniesienia nie muszą być wymagające dla wytrawnych górali, ale zmęczyć można się na nich poważnie. Być może mało kto wie, lecz to właśnie w Gdyni odbywa się Grand Prix w biegach górskich! Chwytam za mapę i wytyczam około 25-ciokilometrowy szlak prowadzący mnie do celu leżącego przy granicy tego nadmorskiego miasta.

Piękna, słoneczna i ciepła aura pozwalała tego dnia na przyjemny spacer bez zbędnego balastu, z uwagi jednak na krótki czas i niezbyt długi odcinek zabieram ze sobą w ramach treningu pełny sprzęt do przetrwania w lesie dobrych kilku dni, za wyjątkiem prowiantu, na który złożyły się drobne przekąski znalezione akurat pod ręką i dwa przysmaki do przygotowania na ogniu - wystarczające na dzień wysiłku. 


Maszeruję zarówno idąc po szlakach, jak i przecinając je w kierunku ustalonym przez kompas - bawię się nim w połączeniu z mapą topograficzną rejonu. Napawam się przyrodą, ciszą i spokojem, choć czasem przechodzę przez osiedla miejskie czy przecinam bardzo ruchliwą obwodnicę Trójmiasta.


Wchodząc w Lasy Oliwsko-Darżlubskie kieruję się już wprost do wyznaczonego celu, tu na drodze staje mi jednak jednostka wojskowa nieuwzględniona na posiadanej przeze mnie mapie. Podobna sytuacja przydarzyła mi się kiedyś w czasie poszukiwania przeprawy przez rzekę, gdzie jedyny most nie dorównał wiekowi używanej mapy, ale to wyszło na jaw dopiero po kilku dobrych nadrobionych kilometrach. Gdy są one w cenie, warto cieki wodne pokonywać w bród, co działa również kojąco na zmęczone nogi.


Uwielbiam czytać, uwielbiam cudowną aurę stwarzaną przez przyrodę, uwielbiam napawać się ich połączeniem. Robiąc sobie drobny przystanek chwytam więc z ciekawością za podziemne pismo, które akurat tego dnia do mnie dotarło, więc przy okazji skreślę o nim kilka słów refleksji. Mowa o DLA, czyli zinie nacjonalistycznym, który jest nielicznym przedstawicielem swojego gatunku w Polsce. Z wielką radością zawsze sięgam po takie podręczne wydawnictwa, pisane przez natchnionych dla natchnionych. Żałuję, że taka możliwość pojawia się niezwykle rzadko, a jak już jest to skręca w stronę, która zaczyna przybierać formę potrafiącą wręcz odrzucać, bo tak się stało w tym przypadku.

Podsumowując treść tekstów, to minąwszy tego dnia stoisko świadków Jehowy musiałem zastanowić się czy tego pisma nie dostałem właśnie od nich. Wszak od katolicyzmu zasadniczo wyznanie te różni się właściwie niewiele. Pozostaje czekać aż Droga Legionisty przyjmie podtytuł "portal poświęcony". Owszem, nie można odmawiać komuś powodzenia w tworzeniu swojego osobistego szczęścia, szkoda tylko, że kosztem (w opinii wielu) ciekawej strony i przede wszystkim papierowego pisma. Na plus chyba tylko wywiady i w sumie zapowiedź książki, która lekko rozwiała obawy o swój jedynie nawracający wydźwięk.

Łykam kilka artykułów i ruszam dalej. Wierzchołek wieży umieszczonej na Górze omiata swym wzrokiem całą okolicę, tu można poruszać się na azymut w najprostszej swej formie. Na samym podejściu pod Górę spotykam zwierzynę na tyle blisko, by móc śmiało spróbować zapewnić sobie przetrwanie dłuższego pobytu w lesie. Warunki nas do tego jednak nie zmuszają i możemy się wyłącznie cieszyć tak przyjemnym i niecodziennym dla mieszczuchów widokiem jak żyjąca sobie wolno i beztrosko dzika fauna.

W tle widoczna z całej okolicy wieża na Górze Donas
Żywa natura na podejściu do Góry Donas
Góra Donas sięga 205,6 m n.p.m. Znajduje się na niej wieża telekomunikacyjna (70 m) z platformą widokową (26,5 m), niestety jeszcze nieczynną i, o dziwo, stan ten jest dobrze strzeżony. Po niewejściu na punkt widokowy i doczytaniu dodatkowo, że w okolicy znajduje się ominięty przeze mnie jedyny w okolicy protestancki cmentarz datowany na XIX wiek, otoczony 150-letnimi lipami, Donas pojawia się na liście miejsc, które jeszcze kiedyś będzie trzeba odwiedzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz