poniedziałek, 23 maja 2016

Rezerwat przyrody Skarpa Wiślicka.

Korzystając z uroków wiosny postanowiłem wybrać się na łono natury, by pocieszyć się rozkwitającą przyrodą. Za cel wyprawy obrałem sobie pobliski rezerwat przyrody Skarpa Wiślicka. Zalet ta lokalizacja ma kilka, przede wszystkim odległość - w 20 minut doszedłem tam pieszo. Kolejną jest ustronność, bo w prawdzie rezerwat leży tuż obok ruchliwej drogi, lecz brak na niej jakichkolwiek parkingów, z których można by się bezpośrednio dostać na teren obszaru chronionego. Dzięki temu rozkoszowałem się wycieczką w pełnej samotności, za towarzystwo mając jedynie śpiew ptaków i szum silników samochodowych, na szczęście mocno tłumiony przez drzewa. Ostatnią, i zdaje się najważniejszą, zaletą tego miejsca wiosną jest roślinność, a konkretniej czosnek niedźwiedzi rosnący tutaj całymi połaciami.

Nieznającym tej rośliny wyjaśnię, iż jest spokrewniona z używanym powszechnie w polskiej kuchni czosnkiem zwyczajnym. Jej liście wydają podobny choć mniej intensywny zapach, co główki czosnku i po wysuszeniu mogą być stosowane jako przyprawa. Osobiście jednak apelowałbym o nie zrywanie tych liści, gdyż czosnek niedźwiedzi znajduje się pod częściową ochroną i nie jest w Polsce szczególnie rozpowszechniony. Sam też odpuściłem sobie zbiory, w rezerwacie co najmniej takich rzeczy robić nie wypada. Pierwsza część trasy wypadła mi wzdłuż uregulowanego brzegu Wisły, potem wystarczyło tylko przebiec przez dwupasmową, ruchliwą jezdnię i już mogłem zatopić się w las. Rezerwat leży na poprzecinanych niewielkimi wąwozami pagórkach porośniętych lasem zawierającym sporą domieszkę dzikiej czereśni, co już samo w sobie jest sporym ewenementem, do tego większość zwalonych wichrami drzew pozostawiona jest tam własnemu losowi.

Dzięki temu krajobraz znacznie zyskuje on na malowniczości, a wędrowiec nie musi schodzić na dno każdego wąwoziku bo zazwyczaj znajdzie pień drzewa, który posłuży mu za kładkę. Wędrując po tych bezdrożach nie spotkałem żadnego człowieka, udało mi się natomiast wypatrzyć kilka saren i lochę z młodymi, pasiastymi warchlaczkami. Byłem dość zadowolony, że dziki widziałem tylko z daleka, w końcu zdenerwowana mama mogłaby mi zafundować spotkanie znacznie bliższe niż miałbym na to ochotę. 


Wypad zajął mi ledwo kilka godzin, ale i to wystarczyło, by odetchnąć świeżym powietrzem i zobaczyć coś interesującego. Miejsce, które odwiedziłem z pewnością zasługuje na dokładniejsze poznanie. Wrócę do niego, gdy tylko pojawi się ku temu okazja.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz