wtorek, 1 marca 2016

"Polna droga, samotny las, tam stoi zapomniany kamień (...)"

Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" obchodzony 1 marca to jedna z najważniejszych dat w kalendarzu polskich nacjonalistów. Systematycznie od wielu lat zagłębiając się w historię lokalnych oddziałów podziemia niepodległościowego działających na terenie mojego rodzimego Podlasia postanowiłem udać się do wsi Kraśniany, znajdującej się w pobliżu Sokółki, by oddać hołd poległym tam w lipcu 1945 roku żołnierzom oddziału sierżanta Władysława Janczewskiego ps. "Laluś". Wstępne rozeznanie tego terenu było możliwe dzięki pomocy wujka Google i internetowej mapy miejsc pamięci Żołnierzy Wyklętych, którą polecam, naprawdę solidny zbiór informacji (link do mapy:https://www.google.com/maps/d/viewer… ).
Po zebraniu wszystkich potrzebnych informacji i wydrukowaniu mapki nie pozostało nic innego, jak spakować plecak, nastawić budzik i następnego dnia wyruszyć w teren, czyli to co w wolne od pracy weekendy ekipa "Projektu Wypad" lubi najbardziej. Za pierwszy punkt podróży postanowiłem obrać budynek, gdzie w Sokółce mieścił się Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, który w latach 1944-1956 pełnił funkcję ubeckiej katowni. Przesłuchiwano tam i katowano na śmierć żołnierzy podziemia niepodległościowego. Budynek obecnie jest wyłączony z użytku publicznego, przed głównym wejściem na ścianie ulokowana jest pamiątkowa tablica, pod którą zapalam znicz. Refleksje w tym miejscu potęguje fakt, że mordowani tam polscy żołnierze nie doczekali się pochówku do dziś, nieznane są miejsca gdzie ciała grzebano, a według lokalnych opracowań historycznych zwłoki po egzekucjach wrzucano do kloacznych dołów...

Kolejny punkt mojej wyprawy to wieś Kraśniany oddalona od Sokółki o parę kilometrów, a dokładniej las, który otacza tą miejscowość. Znajduje się w nim pomnik poświęcony 10 żołnierzom "Lalusia" zamordowanym w tym miejscu podczas obławy dokonanej przez oddziały NKWD 25 lipca 1945 roku. Trochę historii: "Sierżant Władysław Janczewski ps. "Laluś" objął zimą 1945 roku dowództwo nad druzyną przyboczną Zgrupowania Północ Okręgu Nowogródzkiego Armii Krajowej por. "Krysi" - Jana Borysewicza, który poległ 21 stycznia 1945 roku w walce z obławą NKWD pod wsią Kowaliki. Wraz ze swoimi żołnierzami "Laluś" przebijał się z Nowogródczyzny na zachód. Wiosną zapadła decyzja, by zdekonspirowani żołnierze podziemia, którzy nie mogli wyjechać za linię Curzona jako repatrianci, przeszli nową granicę z bronią w ręku. Latem 1945 roku podkomendni "Lalusia" pokonali ponad sto kilometrów, docierając z Nowogródczyzny w okolice Sokółki".

Po ponad godzinnym błądzeniu po lesie (oczywiście najdziksze drogi są zawsze największą esencją leśnych schadzek) udaje mi się znaleźć wyżej wspomniane miejsce. W lesie kompletna cisza, w leśnej gęstwinie mała boczna dróżka, a na jej końcu sporych rozmiarów krzyż i symboliczna mogiła. To wszystko robi na mnie naprawdę duże wrażenie, miejsce wydaje się być kompletnie odcięte od cywilizacji. Postanawiam uprzątnąć to co wiatr i niepogody tu poprzestawiały i również symbolicznie zapalam znicz. Nie ma możliwości, by czytane poprzedniego dnia wspomnienia naocznego świadka tamtych wydarzeń nie skłoniły po raz kolejny do refleksji nad barbarzyństwem czerwonych oprawców, cytuję:

"(...) Po rozbiciu oddziału „Lalusia" i zakończeniu walk, przybył do Kraśnian kierownik sokólskiego Urzędu Bezpieczeństwa i polecił sołtysowi Antoniemu Tochwinowi wyznaczyć ludzi w celu zakopania zwłok „bandytów" zabitych w czasie walki. Sołtys wysłał mnie oraz Józefa Czaplejewicza, Jana Minkowskiego i Michała Miltyka, poszedł z nami również funkcjonariusz UB Władysław Cz. wraz ze swymi kolegami, by wskazać ciała zamordowanych akowców. Po przybyciu na teren walk, Władysław Cz. wszedł nogami na klatkę piersiową pierwszemu zabitemu 19-letniemu żołnierzowi AK i z uśmiechem zaczął skakać oraz kopać butami po twarzy i uzębieniu, krzycząc po rosyjsku „nu czto ot adwajawał Polszu job twoju mać".


Widząc to bestialstwo jego kolega zawołał do Władysława Cz. - „Włodek! Co ten młody człowiek zrobił złego tobie, że ty tak go po śmierci maltretujesz". Pomyślałem sobie wtedy, co się stało z tymi rzekomymi Polakami, którzy z tak zimną krwią zabijają rodaków idących z kresów do swojej ojczy­zny. On słysząc słowa kolegi zszedł z ciała zamordowanego i rozkazał nam zakopać we wskazanym miejscu.

Pozostałe ciała, które leżały w pobliżu także zakopano w oddzielnych grobach. Pochowano 10-ciu żołnierzy z oddziału „Lalusia" w 8-miu grobach. W czasie pochówku tylko u trzech zabitych nie stwierdziliśmy obrażeń - bestialskiego znęcania się i prawdpodobnego dobijania jeszcze żyjących żołnierzy Armii Krajowej. Ciała zabitych były tylko w bieliźnie, gdyż odzież i obuwie zostało pozdzierane przez siepaczy NKWD i UB. Nie mieliśmy sumienia zasypywać piaskiem prawie nagich ciał, więc przykrywaliśmy czym się dało, szczególnie oczy, a jedno całkowicie nagie ciało przykrył swoją własną marynarką Jan Minkowski. (...)"

Podsumowując, pamiętajmy o miejscach pamięci poświęconym polskim żołnierzom, które leżą na przemierzanych przez nas szlakach, na trasach spacerów, to nasza historia, dziedzictwo które musimy przekazywać z pokolenia na pokolenie. Do zobaczenia na szlaku! Śmierć Wrogom Ojczyzny!

T















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz