sobota, 24 czerwca 2017

Pierwszy wypad na Babią Górę.

Babia Góra od dawna chodziła mi po głowie. Nie mam do niej daleko, a jakoś nigdy się nie złożyło, żeby na nią dotrzeć. Postanowiłem w końcu zmienić ten haniebny stan rzeczy. Po podjęciu tej decyzji i ustaleniu sobie ram czasowych, pozostało już tylko wywlec z piwnicy mój wojskowy (najbardziej pojemny) plecak, zapakować do niego żarcie, ekwipunek noclegowy i trochę innych, przydatnych rzeczy, a następnie wybrać trasę. Uznałem, że szarpnę się na dłuższą wycieczkę i przy okazji zaliczę kawałek Głównego Szlaku Beskidzkiego. Po przejrzeniu mapy uznałem, że najlepiej będzie rozpocząć trasę w Korbielowie i powędrować stamtąd wzdłuż polsko-słowackiej granicy w kierunku Babiej Góry. Potrzebowałem jedynie trzech przesiadek, by w końcu dotrzeć do Korbielowa. Na szczęście trafiłem na rozgarniętego kierowcę, któremu podetknąłem pod nos moją mapę pokazując początek żółtego szlaku, a on wiedział o co chodzi i wysadził mnie w odpowiednim miejscu. Łatwo znalazłem uliczkę biegnącą między podwórkami ze stosownym oznaczeniem i dość żwawym krokiem ruszyłem w trasę.

niedziela, 11 czerwca 2017

Nocka na Kyrkawicy.

Beskidy nie są górami nazbyt spektakularnymi, ot większe pagórki pokryte lasem (w większości) i pastwiskami. Nie oferują wspinania się po łańcuchach na niemal pionowe skały ani skalnych rumowisk z pląsającymi po nich kozicami górskimi. Pomimo tego, mają swój niepodważalny urok, który przyciąga mnie do nich raz za razem (to, że widzę je z okna w mieszkaniu ma tu dopiero drugorzędne znaczenie). Dlatego też mocno, ale to na prawdę mocno, ucieszyłem się gdy udało mi się wygenerować dwa wolne dni, które będę mógł poświęcić na spacerek po górach. Najbardziej ucieszyła mnie możliwość przenocowania w plenerze. W zasadzie to nawet nie wiem czy mieści się to w granicach prawa, jednak od prawa ważniejszy jest dla mnie zdrowy rozsądek, a ten podpowiedział mi, że jeśli odpowiednio dobiorę lokalizację, a potem ładnie po sobie posprzątam, to natura na tym nie ucierpi.

środa, 7 czerwca 2017

Śledź na wakacjach - Rumunia - Fogarasze cz. II


Pogoda nareszcie jest taka,  jakiej się spodziewaliśmy. Słońce przygrzewa i wysusza nasze przemoczone plecaki i odzież. Na szlaku zaczyna robić się tłoczno. Zaczął się weekend  i pogoda jest obiecująca, więc ludzi z godziny na godzinę widać coraz więcej. Znajdujemy się na głównym grzbiecie najwyższych i najpopularniejszych gór Rumunii, ale mimo wszystko nie są to tak oblegane góry, jak chociażby nasze polskie Tatry. Pomimo że ludzi jest kilkakrotnie  więcej niż w poprzednich dniach to nadal nie są to odstraszające ilości. Trasa to standardowa graniówka, góra-dół i przerwy na zdjęcia i żarcie. Po drodze mijamy jeziorko Caltun, gdzie część ludzi jeszcze zwija swoje namioty, nie zazdrościmy im noclegu, jeżeli mieli taką samą pogodę, jak my.