niedziela, 15 października 2017

PSTRĄŻE - BYŁA SOWIECKA BAZA.

TURYSTYKA NIEKONWENCJONALNA - Zasadniczo to już końcówka, miasto-baza znika z powszechni ziemi, za parę lat nie ostanie się tam kamień na kamieniu. Jest to teren wojskowy, pilnowany przez patrole, więc gdy trafi  się na upierdliwego gościa nasza wycieczka może skończyć się szybko i z mandatem, dlatego unikamy głównej drogi i uważamy na studnie, czy podziemne zbiorniki, gdyż o nieszczęście bardzo łatwo.

sobota, 7 października 2017

Niedzielny wypad na Kreuztspitze.

Kreuztspitze w Ammergauer Alpen, części Alp Bawarskich o wysokości 2185 m.n.p.m. wznoszący się na granicy Niemiecko – Austriackiej. Wybieramy się w dość słabą pogodę, lekkie opady, mgła, słaba widoczność. Wejście na szczyt i droga z powrotem na parking zajęła nam około 6 godzin, z przerwami na zdjęcia i coś do jedzenia.

wtorek, 3 października 2017

Kozi Wierch i nie tylko.

Kultywowanie tradycji to część naszego kręgosłupa moralnego. Tego lata nie mogło wiec obyć się bez corocznego wyjazdu krajoznawczego w okrojonym, choć zaufanym gronie. W dwuosobowym zespole ruszyliśmy na początku września w Tatry.

wtorek, 12 września 2017

Mirów i jego okolice.

Jura Krakowsko-Częstochowska - kraina skał, zamków i skamieniałości. Od dawna miałem ochotę zwiedzić te rejony, lecz praca i obowiązki rodzinne regularnie stawały mi na przeszkodzie. Nadszedł jednak dzień, w którym wylądowałem w delegacji pod Myszkowem, gdzie pogoda była na tyle „łaskawa”, że uniemożliwiała mi pracę i wymusiła roboczy przestój. Mogłem się nudzić na stancji, ale wybrałem opcję wycieczki w deszczu pod ruiny zamku Mirów.

niedziela, 23 lipca 2017

Biegan na rowerze

Dzisiejsza wycieczka zaskoczyła mnie samego (głównie z powodu tego, że polecana trasa, a właściwie jej długość i czas, nie zgadzał się z internetowym opisem o czym później). Kilka minut po godzinie 9 wyruszam w stronę Tarnobrzega, gdzie na rynku robię sobie pierwszy, kilkuminutowy postój. Ruszam dalej w stronę miejscowości Ujazd, gdzie znajduje się zamek "Krzyżtopór", główny cel dzisiejszej wycieczki (lata temu wsłuchiwaliśmy się na nim w piosenki m.in. Celtic Warrior i Vinland Warriors).

niedziela, 16 lipca 2017

Koza w Tatrach vol.2 „Pokonać siebie”

„Opłaca Ci się jechać na weekend w góry?” – Cóż za pytanie! Jasne, że tak. Grunt to pokonać lenistwo. Ruszamy z kolegą I. w góry na piątek, sobotę i niedzielę zdeterminowani tym bardziej, że mieliśmy niewyrównane rachunki.

Rok czekania, odrobina przygotowań, czym bliżej terminu, tym większe zniecierpliwienie. Gdy czeka mnie przygoda zachowuję się jak dziecko, mam rozbiegane myśli, nie potrafię usiedzieć na tyłku… Też tak masz, Czytelniku?
Nadchodzi wyczekiwany termin. Ten krótki wypad to kontynuacja przygody z zeszłego roku, gdzie przegraliśmy z pogodą – dlatego teraz Świnica to punkt honoru! Jednak głównym celem i niewątpliwym wyzwaniem jest Orla Perć – szlak równie niebezpieczny co piękny.

czwartek, 6 lipca 2017

Valfur Omu - Transylwania vol 1.


Wypad planowany już od dawna. Pokrótce, Rumunia mimo stereotypów o panującej biedzie, syfie kile i mogile, to kraj cywilizowany. Jeżeli mówimy o rumuńskiej części tej pięknej krainy. Co innego gdy wjedziemy na terytorium zamieszkane przez Cyganów (pomijając fakt, że Rumuni średnio za nimi przepadają, delikatnie to ujmując), nagle wszystko się zmienia. Reżyserowie kina postapo powinni poczuć się jak w raju, także pisarze, miliony inspiracji na każdym kroku, oczywiście o ile nie zostaną doszczętnie ograbieni i złupieni. Wraki samochodów, chatki poskładane ze wszystkiego co można znaleźć, ukraść, wykopać, splądrować. Dodatkowo położone to jest w malowniczym miejscu przypominającym tolkienowskie shire. Zielone pagórki, kręte ścieżynki otulone trawą, stada owiec i kóz. I takie koszmarne karykatury hobbitów pomiędzy. Hitem były studnie z żurawiami jak sprzed wieków, oczywiście funkcjonalne.

sobota, 24 czerwca 2017

Pierwszy wypad na Babią Górę.

Babia Góra od dawna chodziła mi po głowie. Nie mam do niej daleko, a jakoś nigdy się nie złożyło, żeby na nią dotrzeć. Postanowiłem w końcu zmienić ten haniebny stan rzeczy. Po podjęciu tej decyzji i ustaleniu sobie ram czasowych, pozostało już tylko wywlec z piwnicy mój wojskowy (najbardziej pojemny) plecak, zapakować do niego żarcie, ekwipunek noclegowy i trochę innych, przydatnych rzeczy, a następnie wybrać trasę. Uznałem, że szarpnę się na dłuższą wycieczkę i przy okazji zaliczę kawałek Głównego Szlaku Beskidzkiego. Po przejrzeniu mapy uznałem, że najlepiej będzie rozpocząć trasę w Korbielowie i powędrować stamtąd wzdłuż polsko-słowackiej granicy w kierunku Babiej Góry. Potrzebowałem jedynie trzech przesiadek, by w końcu dotrzeć do Korbielowa. Na szczęście trafiłem na rozgarniętego kierowcę, któremu podetknąłem pod nos moją mapę pokazując początek żółtego szlaku, a on wiedział o co chodzi i wysadził mnie w odpowiednim miejscu. Łatwo znalazłem uliczkę biegnącą między podwórkami ze stosownym oznaczeniem i dość żwawym krokiem ruszyłem w trasę.

niedziela, 11 czerwca 2017

Nocka na Kyrkawicy.

Beskidy nie są górami nazbyt spektakularnymi, ot większe pagórki pokryte lasem (w większości) i pastwiskami. Nie oferują wspinania się po łańcuchach na niemal pionowe skały ani skalnych rumowisk z pląsającymi po nich kozicami górskimi. Pomimo tego, mają swój niepodważalny urok, który przyciąga mnie do nich raz za razem (to, że widzę je z okna w mieszkaniu ma tu dopiero drugorzędne znaczenie). Dlatego też mocno, ale to na prawdę mocno, ucieszyłem się gdy udało mi się wygenerować dwa wolne dni, które będę mógł poświęcić na spacerek po górach. Najbardziej ucieszyła mnie możliwość przenocowania w plenerze. W zasadzie to nawet nie wiem czy mieści się to w granicach prawa, jednak od prawa ważniejszy jest dla mnie zdrowy rozsądek, a ten podpowiedział mi, że jeśli odpowiednio dobiorę lokalizację, a potem ładnie po sobie posprzątam, to natura na tym nie ucierpi.

środa, 7 czerwca 2017

Śledź na wakacjach - Rumunia - Fogarasze cz. II


Pogoda nareszcie jest taka,  jakiej się spodziewaliśmy. Słońce przygrzewa i wysusza nasze przemoczone plecaki i odzież. Na szlaku zaczyna robić się tłoczno. Zaczął się weekend  i pogoda jest obiecująca, więc ludzi z godziny na godzinę widać coraz więcej. Znajdujemy się na głównym grzbiecie najwyższych i najpopularniejszych gór Rumunii, ale mimo wszystko nie są to tak oblegane góry, jak chociażby nasze polskie Tatry. Pomimo że ludzi jest kilkakrotnie  więcej niż w poprzednich dniach to nadal nie są to odstraszające ilości. Trasa to standardowa graniówka, góra-dół i przerwy na zdjęcia i żarcie. Po drodze mijamy jeziorko Caltun, gdzie część ludzi jeszcze zwija swoje namioty, nie zazdrościmy im noclegu, jeżeli mieli taką samą pogodę, jak my.

niedziela, 21 maja 2017

Śledź na wakacjach - Rumunia - Fogarasze cz. I

Rumunia chodziła mi po głowie już od kilku lat. Co roku planowałem odwiedzić tam kilka miejsc i przejść któreś z pasm górskich, których w tym kraju nie brakuje. W zeszłe wakacje udało mi się wreszcie spędzić dwa tygodnie w tym kraju i wiem, że z pewnością tam jeszcze wrócę.

wtorek, 2 maja 2017

Szkolenie z podstaw survivalu wojskowego- 18-19.03.2017

W starożytnym Rzymie funkcjonowało powiedzenie "Si vis pacem, para bellum". Mimo upływu tysięcy lat, powiedzenie nie straciło nic ze swojej aktualności, zgodnie z jego duchem spędziliśmy dwa urocze dni w lasach pod Wrocławiem szkoląc się wraz z grupą strzelecką w podstawach militarnego surwiwalu.

wtorek, 14 lutego 2017

Wypad na lodowiec.

Lodowce — olbrzymie twory złożone z przekształconego w lód śniegu opadowego. W Polsce od mniej więcej dwunastu tysięcy lat o lodowiec ciężko, więc musiałem wyruszyć w Alpy, żeby spotkać się z tym zjawiskiem. No dobra, w te rejony wyruszyłem za pracą, a lodowce odwiedziłem przy okazji. Za pierwszy cel obrałem sobie spływający z masywu Mont Blanc język lodowca zwany Glacier des Bossons.




Niedawno zakupiona mapa mówiła mi, że powinienem dostać się pod wjazd do tunelu biegnącego pod Mont Blanc i w jego okolicach wejść na szlak, który poprowadzi mnie w kierunku punktu widokowego. Trasa była dość wygodna, więc całkiem szybko dotarłem do punktu docelowego i już pierwszy rzut oka przekonał mnie, że to jednak za mało, chciałem dotrzeć jak najbliżej lodowca, a nie oglądać go z dość dużej odległości i to jeszcze na wpół zasłoniętego krzakami.

środa, 11 stycznia 2017

Autostopem w Dolinę Bobru.


Od kilku dni mnie jak i moich ziomków nachodziła myśl, że musimy gdzieś wyjechać. Myślimy, myślimy – byliście kiedyś w Zamku Czocha albo Książ? – zapytał jeden. I już mieliśmy cel na kolejny weekend. Im bliżej piątku tym większe emocje i tu nagle w czwartek info, że nasz kierowca nie może jechać. Zdemotywowani odpuszczamy… W piątek około 16 naszła mnie jednak myśl „czemu nie spróbować autostopem?”. Dzwonię do Z., on podjarany bo całą Europę zwiedził na stopa, więc mój pomysł bardzo mu się spodobał. O 19 wsiadamy w pociąg, który wywozi nas na wylotówkę Poznania i od 21 zaczynamy łapać na Wrocław. Karton z napisanym markerem miastem trzymamy dosłownie 3 minuty: młoda parka zatrzymuję się i od razu zabierają nas do Leszna. W mieście żużla meldujemy się o 22 – trochę ciężka pora na łapanie, ale nie poddajemy się.