Wypady w teren nie są jedynym sposobem spędzania przez nas
wolnego czasu. Jak przystało na
prawdziwych mężczyzn lubimy też czasem podźwigać ciężary, czy po prostu dać
komuś w mordę. Turniej First to Fight,
organizowany 27 czerwca przez warszawskich Autonomicznych Nacjonalistów w
klubie Fanga był do tego najlepszą okazją.
O imprezie w naszych kręgach mówiło się już od połowy
grudnia, co rusz organizatorzy informowali nas o atrakcjach, jakie będą
towarzyszyć turniejowi. Dla mnie najciekawsza była wiadomość o nawiązaniu
współpracy z Rosjanami z White Rex i Francuzami z Pride, co z pewnością wpłynie
pozytywnie na kolejne edycje.
Start planowany był na godzinę 12.00, jednak my pojawiamy się
na miejscu już koło 10.00, żeby chłopakom trochę poprzeszkadzać. Kierowani przez
nawigację dostajemy się na warszawską Wolę, bezpośrednio pod Fight Club Fanga.
Z daleka witają już nas flagi z logiem GNLS i duży baner z napisem WOLNI,
SOCJALNI, NARODOWI. Największym jednak zaskoczeniem jest ring na świeżym
powietrzu. Jak się później okazało, był on za duży na umieszczenie w środku i
trzeba było na szybko zmieniać plany, co według mnie wyszło bardzo na plus, bo pogoda dopisała.
Na cały dzień zaplanowanych było 56 walk w czterech
formułach: boks, K1, MMA, BJJ. Każda formuła dodatkowo dzieliła się na trzy
poziomy zaawansowania: początkujących, średniozaawansowanych i zaawansowanych.
Kilku zawodników nie stawiło się tego dnia na miejscu, ale ostatecznie odbyło
się i tak ponad 50 pojedynków.
Turniej zaczął się planowo (co chyba rzadko się zdarza). Na
pierwszy ogień poszli bokserzy. Kolejną ciekawostką był sędzia w postaci
warszawskiego rapera – Karata. Nie wiem jak wy, ale ja czekałem na jakąś
nawijkę z jego strony.
Nie jestem fanem boksu, ale z czystym sumieniem można powiedzieć, że poziom był
bardzo zróżnicowany, od zawodników, po których widać było, że są to ich
pierwsze sparingi, po starych wyjadaczy i zakapiorów spod wiejskich dyskotek.
Z niecierpliwością czekałem na K1 ponieważ oprócz faktu, że
jest to dla mnie najciekawsza forma
walki, to walczyło w niej kilku moich znajomych. Tu poziom znowu bardzo
zróżnicowany i na ringu zaczynało pojawiać się coraz więcej krwi, a chyba już od
stuleci właśnie o to chodzi widzom! Najliczniejsze grupy wystawiające swoich
reprezentantów w K1 to według moich obserwacji kibice Rakowa Częstochowa i
nacjonaliści z Dolnego Śląska. Wydaje mi się również, że to właśnie w K1
najwięcej było zawodników z wagi ciężkiej, a więc i najwięcej mocnych uderzeń i
kopów.
Niewiele niestety mogę powiedzieć o walkach w formułach BJJ
i MMA, ponieważ te pierwsze odbywały się na matach w środku, w tym samym czasie, co pojedynki
bokserskie i K1, a te drugie jakoś mnie
ominęły, chyba pochłonięty byłem integracją ze znajomymi z całej Polski, z
którymi rzadko jest okazja do porozmawiania. Na koniec doszło jeszcze kilka zaległych
pojedynków bokserskich i turniej dobiegał końca. Nadszedł czas zrobienia kilku
napinkowych fotek na ringu i można było powoli zawijać sprzęt i ruszać gdzieś
wspólnie na miasto.
Warto wspomnieć jeszcze o kilku pozasportowych atrakcjach,
które towarzyszyły imprezie. Pierwszą ciekawostką był fakt, że swoje stoisko
rozłożyło płockie studio tatuażu - mr.
OneTwo TATTOO, a więc można było zaopatrzyć się w jakiś ciekawy wzór.
Ponadto pojawiło się kilka kramów z ciuchami i gadżetami między innymi takich
marek jak White Rex, Pride France, czy klubowych ubrań Fight Clubu Fanga. Swoje stoisko
rozłożyli aktywiści z Narodowego Odrodzenia Polski i gdzieś na uboczu stanął
mały stolik Projektu Wypad, gdzie można było z ulotek dowiedzieć się o naszym
blogu. Zabrakło jakiegoś akcentu muzycznego, może warto zastanowić się nad tym
na przyszłość, aby w przerwach pogrywał nam ktoś na gitarze z ciekawym
przesłaniem.
Wartym odnotowania jest fakt, że osrańce z homobojówki,
potocznie nazywani „antifa”, nie zaszczycili nas swoją obecnością, a ich
aktywizm i „walka z faszyzmem” ograniczyły się do wybicia szyby w klubie (2 dni
przed imprezą, chyba specjalnie, żeby przypadkiem nikogo nie spotkać w okolicy).
W dzień turnieju natomiast wzięli przykład ze swoich zachodnich kolegów i
zaalarmowali odpowiednie służby, że w budynku podłożona jest bomba, co
oczywiście nie przeszkodziło nam w dobrej zabawie.
Podsumowując, było to wreszcie coś nowego w polskim ruchu
nacjonalistycznym. Świetna okazja do integracji naszego środowiska w
odpowiednich okolicznościach, a więc bez patologii i morza alkoholu. Z racji,
że była to pierwsza edycja, na pewno znalazłoby się kilka niedociągnięć jednak
uważam, że nie mamy do czego się doczepić i następnym razem będzie tylko
lepiej, a nam przyjdzie częściej spotykać się w tak przyjemnych
okolicznościach!
SPORT! ZDROWIE! NACJONALIZM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz