Historia tej wycieczki zaczyna się dość prozaicznie. 1 maja,
grill, okolice Wrocławia. Jedna z niewielu okazji do spotkania się większą
ekipą, im człowiek starszy tym rzadziej się to zdarza. Jest z nami kilku gości,
w tym jeden z drugiego końca Polski. Wspominamy ubiegłotygodniowy wypad w Góry
Sowie i Rudawy Janowickie. To była iskra, następnego dnia o świcie jedziemy już
w kierunku masywu Śnieżnika.
Start wyprawy- Kletno. Niezwykła okolica, najpiękniejsza
jaskinia w Polsce(a może i w europie)- Jaskinia Niedźwiedzia, kopalnia uranu,
piękne góry. To tylko wstęp do opisu tego miejsca. Każdy z nas przyznał że
trzeba odwiedzić te miejsca chociaż raz w życiu. Jako że nasza ekipa wizytuje
te strony po raz kolejny, mamy już za sobą te atrakcje. Tłok na szlakach
spowodowany majowym długim weekendem nie nastraja pozytywnie do wycieczek i
zwiedzania. Powyżej wejścia do jaskini ruszamy żółtym szlakiem w kierunku
szczytu Śnieżnika.
Szybko okazuje się że wiosna ominęła niektóre zakątki w tych
stronach, strumienie zalewały ścieżki i często rozlewały się na szlak.
Miejscami widoczny był jeszcze śnieg. Będąc dobrze przygotowanymi do wyprawy nie
odczuwaliśmy z tego powodu dyskomfortu. Wygodne buty, ciepła odzież i
odpowiedni ekwipunek zawsze się sprawdza na szlaku. Niestety nie wszyscy o tym
pamiętali, mijaliśmy wielu piknikowych turystów w adidasach, sandałach lub
nawet.. w butach na obcasie. Brak wyobraźni i znajomości podstaw wiedzy
turystycznej można przypłacić zdrowiem, skręconą kostką a czasami nawet
śmiercią. Po drodze mijał nas samochód GOPR-u zwożący turystkę która nie
doceniła trudności tego podejścia. Oby ta lekcja zaprocentowała na przyszłość.
Schronisko pod Śnieżnikiem było tego dnia dosłownie oblegane
przez turystów. Poniżej szczytu słoneczko dawało przyjemne uczucie ciepła a wiatr
nie był dokuczliwy. Właśnie ze względu na te tłumy postanowiliśmy przenieść
nasz obiad nieco wyżej, na szczyt. Zmienił się krajobraz, dominowały
charakterystyczne dla wyższych partii gór widoki. Na szczycie Śnieżnika (1425 m n.p.m.)
tłumy były mniejsze niż przy schronisku. Nie było problemu ze znalezieniem
wolnego miejsca na posiłek. Wkrótce było dla nas jasne że to za sprawą zimnego
wiatru panującego na tej wysokości. Jako że nie jesteśmy miękkim dłutem zrobieni,
rozsiadamy się i odpalamy dwa przenośne grille. W takich warunkach mięso
smakuje wybornie, możecie mi wierzyć.
Po obiedzie w tak niecodziennej atmosferze robimy pamiątkowe
fotki i ruszamy w drogę na dół. Pogoda wygrała z resztą niedzielnych turystów i
coraz mniej ich widać kierujących się szlakiem do góry. Mijamy jeszcze pewnego
jegomościa w krótkich spodenkach i trampkach próbującego swoich sił w śniegu po
kolana i ruszamy w stronę parkingu. Mamy tego dnia jeszcze jeden plan, kawał
drogi przed nami, a czasu do zmierzchu coraz mniej. Po drodze podziwiamy piękne
miasteczko nad Nysą Kłodzką- Bardo. Byliśmy tu nieraz, a na pewno przy
następnej wizycie szczegółowo to opiszemy. To miejsce bez wątpienia zasługuje
na osobną relację.
Kilkanaście kilometrów dalej lądujemy w Srebrnej Górze.
Kolejne miejsce które odwiedzamy dość często, miasteczko z bogatą historią,
ciekawym położeniem i zabytkową twierdzą. Jednak tego dnia najbardziej
interesował nas mostek nieistniejącej już (niestety) kolei Sowiogórskiej. Tydzień wcześniej, podczas inauguracyjnego
spotkania naszej ekipy pokazaliśmy naszym przyjaciołom kilka technik zjazdów
linowych. Teraz przyszła kolej na kolejną odsłonę tej sztuki i ponowne
oswajanie się z wysokością. Most "wiszący" nieopodal dawnej stacji Srebrna
Góra Twierdza był dla niektórych z nas kolejnym wyzwaniem do pokonania lęku
wysokości. Podobnie jak tydzień wcześniej, nie trzeba było nikogo namawiać do
zjazdu. 19 metrów to mniej niż ostatnio, ale też robiło wrażenie. Niestety z
ostatniego zjazdu musieliśmy zrezygnować za sprawą wrednej społeczniary, która
musiała pomścić swoją brzydotę wykręceniem numeru 997. Niestety z tym też
musimy nieraz się liczyć, nielegal w pewnych kwestiach jest elementem przygody.
Dalej ruszamy na drugi z miejscowych wiaduktów wspomnianej
trasy kolejowej, tak zwany "Wiadukt Srebrnogórski". Przepiękny
przykład dawnego budownictwa, 27 metrów wysokości i niesamowite widoki na góry Bardzkie. Tutaj
przystanęliśmy na chwilę aby podsumować krótko mijający dzień, pamiątkowe foto
i ruszamy w drogę powrotną.
Kolejny szybki wypad bez większego planowania, na pewno nie
ostatni. Przed nami kolejny weekend a szlaków w naszym pięknym kraju nie
brakuje. Do zobaczenia na jednym z nich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz