środa, 13 maja 2015

Wypad na: Kolosy

Kolosy to coroczne spotkania włóczęgów z całego kraju, a właściwie… całego świata, bo to każdy zakątek naszego globu jest celem ich wypraw. Piechurzy, wspinacze, żeglarze, wszelkiej maści podróżnicy zjeżdżają się na trzy dni do Gdyni, by podsumować kolejny rok wypraw. Dla mnie to przede wszystkim interesujące pokazy, spotkania i relacje, ale tym razem również najprostsza okazja do próby świeżo rozpakowanej pary nowego modelu trekkingów, które mają służyć już od tego sezonu. Decyzja więc mogła być tylko jedna – robimy miejski spacer.

RUSZAMY
By statystyki stało się zadość, rzucam okiem na mapę – jakieś dziesięć kilometrów, może trochę więcej. Warto wziąć pod uwagę fakt, że średnio do trzydziestego kilometra marszu każdy but będzie dobry, więc tego rodzaju próby powinny zakrawać na dużo większy dystans.  Na słuchawki wrzucam lektora – tu spojrzenie politpoprawnym okiem na historię naszego państwa przez powszechnie poważanego angielskiego historyka. Dowiadujemy się z niej jak pokazuje się interpretację losów naszego państwa polskiej klasie średniej. Mówiąc oględnie – sporo uogólnień, utartych schematów i stereotypowych konkluzji, a historia wszak to bardzo szczegółowa dyscyplina.

KOLOSY 
Wydarzenie jak zawsze zgromadziło tłumy ludzi i jak zawsze obfitowało w szereg ciekawych prezentacji podróżniczych dokonań. Osobiście wybrałem tylko część z tych najbardziej mnie interesujących, bo można by było spędzić tam całe trzy dni nie nudząc się wcale. A warto zdać sobie sprawę, że to tylko wybrane, zrobione z największym rozmachem wypady jedynie w zeszłym roku. W każdym z nich można szukać inspiracji i dowodów na to, że wystarczą chęci oraz odrobina szczęścia, by uświadomić sobie jak odmienne bywa ludzkie życie i jak zdecydowanie warto oderwać się od codzienności narzucanej przez nasza biurokratyczną, miejską cywilizację. 




MIEJSKA DŻUNGLA 
Idąc pod prąd miejską estakadą lub zielenią wzdłuż ruchliwej, acz zupełnie odludnej ulicy, zapewne nie przystaję do otoczenia, nie przykuwa to jednak mojej uwagi. Poruszając się możliwie na azymut pokonuję celowo miejsca, których nie znam lub dawno nie widziałem. Obserwuję ulice i jej historyczne napisy na murach, ludzi i ich pogoń za spokojnym życiem. Patrzę na to wszystko z boku, odcinając się jakby od przeszłości, za którą wcale nie tęsknię. W taki sposób robię ponad dwadzieścia kilometrów intensywnego marszu w dwóch rzutach, wyciągam wnioski dotyczące wyposażenia, gdzie przede wszystkim choć na chwilę odrywam się od zmartwień codzienności, a także wystawiam nowym butom ocenę. Niesamowicie wygodne, trzymające kostkę, spełniające oczekiwania, acz na buty marszowe zbyt dopasowane, co umknęło w czasie przymierzania w sklepie. Niezwłocznie zastępuję je parą o cały numer większą.

Niezbyt wymagający, ale przyjemny wypad, dzięki któremu wziąłem głęboki oddech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz