środa, 20 maja 2015

Zimowy wypad na Czantorię


Zima nie jest najlepszym okresem do górskich wędrówek, pomimo to znajdują się zapaleńcy, którym nie straszny lód i zaspy. Postanowiłem zostać jednym z nich. Beskidy, pod którymi mieszkam są idealnymi górami dla początkujących – niezbyt wysokie, niezbyt strome. Występują tu małe szanse na lawinę, bo niemal w całości pokryte są lasem. Wystarczy zebrać się w sobie, założyć ciepłe ciuchy i wyjść na szlak. Zdecydowałem się zdobyć górę Czantoria leżącą w pobliżu Ustronia. 

Na początku wydawało mi się, że nie był to najlepszy wybór, gdyż na szczyt szedłem szlakiem biegnącym wzdłuż trasy narciarskiej. Nadmiar ludzi i hałas nie były tym czego szukałem w górach o tej porze roku. Na szczęście sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy wyszedłem ponad stację wyciągu krzesełkowego – nagle zrobiło się pusto miło i przyjemnie. Na samym szczycie góry po czeskiej stronie znajduje się wieża widokowa, wydałem na wejście na nią kilka złotych, ale wcale tego nie żałuję. Panorama, jaka rozciągała się ze szczytu, była warta tej ceny. Nie zamierzałem schodzić z Czantorii tym samym szlakiem, którym wszedłem. Wybrałem trasę niebieską, żeby wylądować w miarę blisko auta, które czekało na mnie na parkingu. Schodzenie okazało się najciekawszą częścią wędrówki. Szlak był ledwo przetarty, a śnieg oblepiający krzaki był na tyle obfity, że pozaginał je nad przejściem na kształt tunelu. Czasem trzeba było przechodzić przez tą formę na czworaka. W dodatku szedłem sobie tam zupełnie sam nie mając nikogo ani przed, ani za sobą. Wypad zajął mi ledwie kilka godzin – spędzonych na mozolnym brnięciu przez śniegi i był świetnym treningiem do przyszłej wędrówki zimowej po Tatrach, którą mam nadzieję kiedyś tu opisać.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz